poniedziałek, 23 czerwca 2014

Dzień 60. 23.06.2014 - Alma-Ata przyjazd z Czaryńsiego Kanionu

W kilku słowach o drodze do Czaryńskiego Kanionu i powrót do Ałma-Aty.
Do kanionu z miejsca gdzie nocuje miałem do przejechania około 245 km. Trasę postanowiłem podzielić na dwa dni. Ruszyłem rano. Najpierw przez miasto co nie było proste z racji milionów samochodów, korków i jak codzień upału. Miasto przejechałem. Wjechałem na trasę gdzie jechało się już o wiele lepiej. Trasa wiodła dokładnie tam gdzie chciałem więc nie musiałm się martwić o nawigację. Wystarczyło jechać na wprost. Przed siebie. Po drodze, po 60 km zrobiłem odpoczynek na czaj i samse. Samsa prosto z pieca smakuje wybornie a przy okazji miałem możliwość zobaczyć jak się je robi i wypieka. A jest do tego specjalny piec o nazwie tandyr. Gdzie w środku płonie ogień a do ścianek przyklejone są samsy. Po 15 min gotowe do jedzenia.
Po posiłku ruszyłem dalej. Zrobiło się nieco chłodniej, jechało się  dobrze. Drzewa a w oddali góry. W mijanej wiosce kpiłem 0,5 litra kumysu. Był zimny więc pod drzewm w cieniu wypiłem go ze smkiem zajadając do tego lepioszkę. Zrobiło się błogo więc trochę czyjnie pospałem. Chwile potem pojechałem dalej. I tak jechałem do wieczora. 170 km zrobione, robi się ciemno jest wioska. Pytam miejscowego o nocleg. Zaprowadził mnie na łąkę gdzie mogłem bezpiecznie się przespać. Potem jeszcze do mnie wrócił i dał mi worek moreli i ciastka. Powiedział by go odwiedzić jak będę wracać. I tak też zrobiłem.
Rano szybko ruszyłem dalej. Wiedziałem że będą góry i podjazd. A potem wioska gdzie można zabrać wody i coś zjeść. Byłem tam po jakiś 3 godzinach. Zatankowałem dobrej zimnej wody. Posiedziałm przy czaju i lepioszce i ruszyłem. Już blisko a strasznie mnie ciekawił ten kanion. Jak on wygląda. Dlatego nie mogłem usiedzieć i musiałem jechać. No i nie byłem rozczarowany. Wpierw zobaczyłem wspaniały widok z góry. Na skraju kanionu stał zaparkowany samochód. Rodzina, która nim przyjechała zaprosiła mnie na obiad. Właśnie na ognisku go przygotowywali. Smakował wybornie w tej okolicy. Potem zjechałem na dół do rzeki. Woda się podniosła bo w górach padało. Płynęła szybko i była brudna. Nie dał się niestety wykompać. Obok rzeki obozowali młodzi ludzie z Rosji. Zaprosili mnie do siebie. Ten wieczór spędziliśmy razem przy ognisku. Zostałem poczęstowany kolacją. Rosyjska gościnność. Potem opowieści do nocy oraz śpiewanie pieśni przy gitarach. Rano pojechali a ja zotałem. Woda opadła ale dalej była brudna. Po obiedzie podjechałem na górę a wieczorem zaczołem wracać. Ale nie pojechałem daleko bo może tylko jakiś 25 km. Na stepie rozbiłem namiot. Wreszcie się dobrze wyspałem. Bo dwie ubiegłe noce jakoś tak nie bardzo.
Wracając odwiedziłem znajomego w wiosce gdzie spałem. Znowy dostałem morele. Zostałem też przez niego zaproszony do domu na obiad i czaj. Najadłem się do woli. Ujgurski lekko solony czaj z mlekiem smakował wyśmienicie. Mogłem ruszyć dalej. A dalej to już jechałem prze znane mi miejsca. Dotarłem do Almaty i teraz trochę odpoczywam.
Jutro chcę się wybrać na Medeo. To jedna z atrakcji Almaty. Mam troche lenia ale trzeba coś robić.
Pozdrawiam i zapraszam do zobaczenia zdjęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz