środa, 14 czerwca 2017

#38 Iran - Czalus po raz pierwszy - Rowerem do Mongolii

W końcu dotarliśmy do miejscowości Czalus. Na przedmieściach przy obwodnicy umówiliśmy się z Panem Mustafa. Jest to znajomy naszego znajomego z Tabrizu. Będziemy mogli u niego zostawić rowery. Ponieważ dalszą trasę po Iranie chcemy przejechać podróżując autostopem. Iran jest wielkim krajem. Do tego górzystym i bardzo gorącym. A nasza wiza jest ograniczona do 30 dni. Na rowerach nie odwiedziliśmy tych wszystkich miejsc, które zaplanowaliśmy.
Mustafa czekał na nas ze swoim kolegą. Na początek pojechaliśmy do jego domu gdzie w garażu zostawiliśmy roweru. W domu przebraliśmy się i przepakowaliśmy bagaż. W dalszą drogę pojedziemy na lekko. Gdy byliśmy już gotowi Mustafa odwiózł nas do innego mieszkania. Było to nie zamieszkałe miejsce należące do jego kolego, który akurat mieszka gdzie indziej.
Mustafa musiał jeszcze wrócić do pracy ale powiedział żebyśmy się rozgościli, wykompali a on wieczorem wraz z kolegą przyjedzie i razem coś zjemy. Tak też zrobiliśmy. Do tego był nawet telewizory z satelitą i udało się złapać polskie kanały. Wieczorem wspólnie zrobiliśmy grilla. Była bardzo wesoła atmosfera. Po kolacji pojechali i zostaliśmy sami. Ponieważ było już późno a my cały dzień jechaliśmy na rowerach też od razu poszliśmy spać. Rano w umówionym miejscu zostawiliśmy klucze i pojechaliśmy dalej. Już na lekko. Bez rowerów. Do Teheranu celem załatwiania wiz potrzebnych do dalszej podróży do Mongolii.


sobota, 10 czerwca 2017

#37 Iran - W drodze do Teheranu - Rowerem do Mongolii

Ponieważ mam problemu z zamieszczaniem bloga bo w Iranie prawie cały internet jest blokowany. Zamieszczam relację z kilku dni jazdy w kierunku Teheranu.

22.05.2017
Rano po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Astary. Spodziewaliśmy się długiego zjazdu. I tak też było. Ale wcześniej trzeba było jeszcze trochę podjechać i pokonać około 2 km tunel. Udało się. Zjazd zaczynał się około 1500 m.n.p.m a kończył dosłownie nad morzem. Było trochę serpentyn a potem zjazd doliną. Zmienił się krajobraz i klimat. Z surowych gór wjechaliśmy w tropikalny las. Na dole pojawiły się też pola ryżowe. Bardzo dużo zieleni. Niestety trochę też wiało i resztę trasy wzdłuż wybrzeża jechaliśmy pod wiatr. Za to widoki były super. A w powietrzu było czuć wilgoć. Nie było za gorąco i jechało się ok.
O nocleg zapytaliśmy właściciela przydrożnej czajhany. Pytaliśmy czy można rozbić namiot a on zaoferował nam nocleg w takiej jak by butce na podeście w środku z dywanem i poduszkami po bokach. Zwykle służy to do siedzenia i picie herbaty ale świetnie nadaje się też do spania.
Na terenie była toaleta i bieżąca woda. Wszystko co potrzebuje podróżnik w miejscu do spania. Dostaliśmy też herbatę. A kolację zrobiliśmy sami. Potem zmęczeni poszliśmy spać.

23.05.2017
Dziś dzień zaczął się nieco później niż zazwyczaj bo spaliśmy prawie do 8 rano. Było cicho i spokojnie. Nikt nam nie przeszkadzał więc można było pospać. Potem szybkie śniadanie, pakowanie i w drogę.
W drodze nic szczególnego. Przejechaliśmy przez kilka miasteczek. Zrobiliśmy chyba 2 przerwy po drodze. Ale generalnie cały czas jechaliśmy. Wiatr nam sprzyjał bo wiało lekko w plecy. Droga była płaska i w zasadach cały czas równa. Choć były odcinku z dziurami. Słońce nocne ale dało się przetrwać. Troszkę wilgoci. Bo cały czas wszędzie pola ryżowe a z boku morze. Zrobiliśmy ponad 120 km.
Na nocleg zatrzymaliśmy się w garażu obok piekarni. Szukaliśmy miejsca na nocleg a ono znalazło się samo. Ktoś do nas pomachał, pokazał chleb. Myśmy podjechali od razu dostali dwa chleb. Ja zapytałem czy by tu obok nie można spać a pan odpowiedział że bez problemu można. Potem dostaliśmy kolejne 4 chleby, połowę arbuza, jakieś inne owoce. Dalej cukierki z orzeczeniem i do tego 4 szklanki herbaty. Wszystko to zjedliśmy i wypiliśmy a teraz najedzeni jesteśmy gotowi do spania. Panowie z piekarni byli dla nas bardzo mili. O 22 zamknęli piekarnię i pojechali. A my zostaliśmy sami w garażu gdzie będziemy spać. Ja się kładę bo dwóch już 23 a rano czeka nas dalsza jada.
Nadal nie da się na bieżąco zamieszczać bloga. Coś tu blokują. Ale będę się starać przesłać.
Pozdrawiam

24.05.2017
Noc była ciepła i duszna. Do tego pojawiły się komary. Gdy tylko próbowałem zasnąć słyszałem jak latają obok mej głowy. Trochę mnie to męczyło ale potem zasnąłem. W nocy obudził mnie deszcz. Dobrze że spaliśmy pod dachem. Nie padało długo ale po deszczu było jeszcze bardziej wilgotno
Wstałem nieco nie wyspany ale nie było wyjścia. Zrobiliśmy śniadanie i chwilę po dziewiątej byliśmy już w drodze. Dzień był pochmurnych nie tak gorący jak wczorajszy, jechało się dobrze. Jedynie na trasie przeszkadzał strasznie duży ruch. I to że praktycznie cały dzień jechało się jak by przez miasto. Gdy jedno się kończyło zaraz zaczynało się kolejne. Pod wieczór zaczął padać deszcz. Była już prawie 19 godzina a my nie mieliśmy jeszcze miejsca do spania. Pytaliśmy kilka osób ale nic nie udało się załatwić. Chwilę później na skrzyżowaniu zaczepił Dorendę jakiś gość bo chciał zrobić z nią zdjęcie. Potem ją dojechałem i też pozowałem do zdjęcia. Po sesji zapytaliśmy o nocleg a on powiedział że może u niego. Potem podjechał jakiś samochód i powiedzieli żebym za nimi jechać. Pojechaliśmy jakieś 2 km do domu jeszcze innego człowieka. Dostaliśmy na nocleg mieszkanie zupełnie za darmo. A właściciel powiedział że jesteśmy jego gośćmi i jak nam czegoś brakuje żeby do niego dzwonić. Jak wyszliśmy do sklepy po Zam-Zam Colę to go tam spotkaliśmy i nie pozwolił nam zapłacić za rachunek. Naprawdę super. Wielkie dzięki dla tego człowieka. A wszystkimi życzę by byli tak gościnni.
W sklepie kupiliśmy cole i jogur bo mamy dziś małe święto. Świętujemy przejechanie 5000 km od wyjazdu z domy. Ja przejechałem dziś a Dorenda kilka dni wcześniej. Do tego mamy ciasteczka i sok. Trzymajcie kciuki za kolejne 5 tysięcy kilometrów w drodze do Mongolii.
Pozdrawiam

26.05.2017
Spało się dobrze. W nocy trochę padało ale nad ranem się już rozpogodziło. Wstaliśmy o 7 rano bo o 8 miał przyjść właściciel po klucze. Szybki śniadanie, czaj, pakowanie i zakładanie sakw na rowery. Pożegnanie i kilka zdjęć na pamiątkę z właścicielem. I w drogę. Dziś do przejechania mamy około sto km ale po równym to powinno się udać w miarę łatwo.
Jechało się dobrze ale nie tak szybko jak dzień wcześniej bo wiatr mieliśmy lekko w twarz. Za to temperatura była ok. Kilometry ubywały. Pierwszą przerwę zrobiliśmy na plaży bo był do niej dobry dojazd. Nie tylko my tam wypoczywaliśmy, było jeszcze kilka irańskich rodzin. Kolejna przerwa była w ładnym parku. Wśród drzew. Znaleźliśmy ławeczkę ze stolikiem. A obok nas odpoczywała rodzina, która częstowała nas melonem. Muszę przyznać że wszyscy są tu bardzo gościnni. Po drodze też z samochodu w czasie jazdy ktoś dał nam kawę rozpuszczalną w saszetkach a z innego samochodu kwiaty róży. Bardzo miło. Wiele osób jak nas mija to coś zagaduje, pozdrawia. Jest miło.