środa, 30 kwietnia 2014

Dzień 2 do 5

dzień 2
Dziś cały dzień jechałem zmagają się z ciężkim rowerem. Do tego miejscami miałem wiatr w twarz co mnie dodatkowo spowalniało. Od Sambora do Doliny podążałem główną drogą gdzie roiło się od samochodów. Ostatnie 10 km zjechałem na bok szukając dogodnego miejsca na namiot. Jutro przez małe wioski, bocznymi drogami jadę do Nadwirnej a potem trasą przez Jaremcze , Tatarów, Worochtę. A teraz idę spać.
dzień 3
Pogoda ładna. Pełne słońce, chwilami jedynie zdarzył się powiew wiatru, ktory raz pomagał, a raz przeszkadzał. Trasa bocznymi
drogami okazała się drogą przez "jamy", jak miejscowi nazywają dziury w drodze. A do tego cały czas raz do góry, a raz na dół. Do
tego to słońce i to wszystko trochę mnie na koniec dnia wykończyło.
dzień 4
Budzę się po dobrze przespanej nocy. Otwieram oczy, uchylam wejście do namiotu i szukam wzrokiem leżącego przed nim roweru. To że
jest, że powinien tam być wiem. Mam pewien system pomagający mi w tym. Rower leży, ale cały biały. I ta zielona trawa, na której
wczoraj jadłem kolacje, też cała biała. Myśle sobie, a może to ze mną coś nie tak? Może ta kolacyjna zupka z taniego sklepu ma
jakieś domieszki, no bo tak dobrze mi się po niej spało. Ale jakby miała, to by nie była tania, albo by jej wcale nie było, bo by ją
wykupili, a była. Wiec to nie zupka. Czyli co?
Czyli to białe to nic innego jak szron. Co dziwne, bo w namiocie było cieplutko. Nic nie wskazywało na nocny przymrozek, który
jednak się zdarzył.
Potem było śniadanie z musli własnej roboty. Pakowanie dobytku do siedmiu sumek, wszytko to na rower, juz nie biały, i w drogę. A
cel na dziś to dojazd w góry do wioski Bystriec. Zostawienie roweru i podejście z częścią dobytku do Kuby. To znaczy do "Chatki u
Kuby".
dzień 5
Wyspany budzę się jak nigdy. Ale to dobrze, bo od samego wyjazdu nie mam problemów ze snem. A dzisiejszą noc, pierwszą od wyjazdu z
Krakowa, spałem w łóżku. Wczoraj zadzwonił do mnie mój kolega Jura i zaproponował, że będzie jechał w moim kierunku i może zabrać mi
sakwy. I tak ostatnie 10 km do Bystrieca jechałem na lekkim rowerku. A to wielka różnica, bo rower zupełnie inaczej się prowadzi.
Umówiliśmy się u Anatola w domu, gdzie też zostaliśmy na noc. Wieczorem odwiedziliśmy Kubę, a po kolacji wróciliśmy do Anatola.
Teraz czekam na Jurę, który poszedł jeszcze po znajomych i wszyscy razem idziemy do "Chatki u Kuby", gdzie będziemy odpoczywać.






sobota, 26 kwietnia 2014

Pierwsze kilometry

Pierwsza przygoda za nami i w jej konsekwencji kontynuuje swą podróż sam. Bartek z powodów nie zależnych od niego musiał wrócić do domu. Może jeszcze dojedzie, zobaczymy - życzę mu tego.
A tym czasem ja po dotarciu do Przemyśla, przekroczeniu granicy pojechałem przed siebie, trzymając się wcześniej zaplanowanej trasy. Obładowany rower na początku nie chciał mnie słuchać. Pewnie robił mi na złość dlatego, że każe mu tyle wozić. A może to ja musiałem się z nim nauczyć obchodzić. Teraz jest już lepiej, docieramy się na wzajem.
Moje pierwsze wrażenia z jazdy są bardzo pozytywne. Pogoda ok, mały wiatr i dość ciepło. Spotykani ludzie mili i jednocześnie zainteresowani mną. Gdy trzeba pomocni.
Jutro jadę dalej, coraz bliżej gór, które dziś tylko widziałem w oddali.

Dzień pierwszy - wyjazd

Po kilkutygodniowych przygotowaniach nastał dzień wyjazdu. I tak właśnie siedzę w deszczowy poranek w pociągu kierując się na wschód. Oby w Przemyślu i dalej na Ukrainie była lepsza pogoda niż w Krakowie.
Dzisiejszy plan zakłada pokonanie odcinka około 80 kilometrów w kierunku Sambora,  dojazd do brzegu Dniestru i pierwszy biwak.
W pierwszych 2 tygodniach podróży towarzyszy mi Bartek,  razem przez Mołdawię chcemy dojechać do Odessy. Tam się rozdzielić. Ja pojadę w kierunku Rosji a Bartek pociągiem do Lwowa i dalej do Polski.
Za kilka dni będziemy w odwiedzinach u Kuby.  Chatka u Kuby to prowadzone przez niego schronisko w samym sercu Czarnohory. Wspaniały punk wypadową na Popa-Iwana,  Howerlę czy Jezioro Niesamowite.