niedziela, 30 kwietnia 2017

#26 Gruzja - Kachetia - Rowerem do Mongolii

Zaczyna się nowy miesiąc. Dziś mamy pierwszy mają, święto pracy. I jak to na święto przystało będziemy odpoczywać. Jesteśmy w Kacheti na wschodzie Gruzji w miejscowości Akhalsopeli. Jest ciepło, dookoło piękna przyroda a nad nami góruje jeszcze ośnieżony główny grzbiet Kaukazu. Jest droga przez przełęcz gdzie niegdyś można było przejść do Dagestanu. Aktualnie nie ma tam przejścia granicznego.
Ale jak to się stało że choć w planach nie było Kacheti to jednak tu jesteśmy. Była to prawdziwa podróżnicza przygoda.
Dwa dni temu zjechaliśmy do Tbilisi. Ale jedynie na obrzeża miasta. Bo w planie było jechać w odwiedziny do koleżanki Dorendy. Znaliśmy adres i okazało się że jest to niedaleko od Tbilisi bo jakieś 30 km na wschód. Pojechaliśmy do wiaski Akhalsopeli. Byliśmy tam przez 18. Poprosiliśmy miejscowego o telefon by zadzwonić do Ketie by powiedziała jak trafić do jej domu. Po chwili rozmowy okazało się że co prawda jesteśmy w wiosce o nazwie, którą podała ale to nie ta wioska. Ta właściwa znajduje się jeszcze ponad 100 km na wschód.
Na szczęście z pomocą przyszli nam miejscowi oferując kolację i nocleg. Jak się okazało też w planie była impreza. To znaczy miejscowe domowe wino. Dobre jedzenie i wyśmienite towarzystwo.
I tak minął wieczór. Rano po śniadaniu zdecydowaliśmy że jedziemy w odwiedziny do Ketie wiedząc już dokładnie, która to miejscowość i gdzie się znajduje. Ponieważ było to daleko zdecydowaliśmy zostawić rowery i pojechać autostopem. I to była dobra decyzja bo dojechaliśmy na miejsce bardzo szybko. W sumie tylko trzema samochodami. Udało się super. A jeden z kierowców poczęstował na chlebem i serem i colą więc też nie jechaliśmy głodni. Za to na lekko bo większość rzeczy została razem z rowerami.
Na miejscu byliśmy przed wieczorem. Zaraz po naszym przyjeździe usiedliśmy do sycie zastawionego stołu. Dobre jedzenie i dobre lokalne domowe wino. Potem gorąca kompiel i pranie brudnych ubrań.
Dziś odpoczywamy zwiedzając okolicę. Jedynie musimy zadzwonić do konsulatu w Batumii i dowiedzieć się czy są już nasze wizy. Jeśli są to chyba jutro pojedziemy stopem do Batumii. Jakieś 500 km. A jeśli jeszcze nie ma odpowiedniego to chyba będziemy tu czekać. Zobaczymy.
W każdym razie była fajna przygoda. A takie rzeczy w podróży się zdarzają.
Pozdrawiam


1 komentarz:

  1. Mnie się też zdarzyło umówić ze znajomymi we wsi Poręba koło Krakowa. Okazało się, że są dwie Poręby... Miłego odpoczynku i regeneracji sił wam życzę. Marysia

    OdpowiedzUsuń